IDZIEMY NA STRACENIE
Nienawidzę tej ulicy.
- Czemu? Przecież jest
tu dużo fajnych sklepów.
Po prostu jej nie
lubię.
- Tak dla zasady?-
śmieje się.
Szczerze jej
nienawidzę. Przychodzę tu tylko by poczuć, że żyję.
- A masz jakieś
wątpliwości, co do tego?- patrzy zaciekawiona.
Momentami.
Skręcam w ciemną
uliczkę. Jest niezwykle wąska, przejść można tylko pojedynczo. Schylam się by
nie uderzyć w zardzewiałą tabliczkę. Kobieta zwalnia kroku, coraz bardziej
zostaje w tyle.
- Nie idź tak szybko…-
szepcze zdyszana.
Uliczka zaczyna być
klaustrofobicznie wąska. Skręcam ramiona i biodra, by nie ocierać się o pokryte
brudem metalowe blachy. Ściany budynków są w niektórych miejscach zwęglone.
Przyspieszam. Mój
oddech zagłusza jej szept.
Biegnąc, odwracam się. Nikogo za mną nie ma, przy ścianie widać tylko dużą deskę pokrytą białą farbą. Głośno przełykam ślinę i zwalniam. Rozglądam się, czy przypadkiem na uliczce nie śpi jakiś bezdomny. Wysokie, stare budynki szczelnie okalają cieniem przestrzeń wokół mnie.
Biegnąc, odwracam się. Nikogo za mną nie ma, przy ścianie widać tylko dużą deskę pokrytą białą farbą. Głośno przełykam ślinę i zwalniam. Rozglądam się, czy przypadkiem na uliczce nie śpi jakiś bezdomny. Wysokie, stare budynki szczelnie okalają cieniem przestrzeń wokół mnie.
Boję się. Jednak głód
jest większy, przerasta strach. Cały się trzęsę, jak tylko o tym myślę.
Wolnym krokiem,
bezdźwięcznie wchodzę za starą szafę. Nie mogę oddychać, cały mebel strasznie
trzeszczy przy najmniejszych ruchu.
Czekam…
Czekam…
Czekam…
Czekam…
Czekam…
Czekam…
Nadal jej nie ma. Nie
słyszę przyspieszonego oddechu, nie widzę drżących warg. Czyżby się zgubiła? To
niemożliwe, jest tylko jedna droga, w dodatku wąska. Ukryła się?
Wizja, które pojawia
się w moim umyśle rozbija dotychczasowe myśli.
Ogarnięty złością, odpycha
szafę. Zaciska zęby i rozrywa wilgotne drewno.
- Gdzie się ukryłaś?!-
mężczyzna krzyczy, uderzając pięścią o ścianę.
Tynk odpada, a kawałek
farby przykleja się do rany na dłoni.
Odwraca się i biegnie.
Niszczy wszystko, co mu przeszkadza. Pięść jest cała we krwi, drobne kawałki
mięsa widnieją na zbitej szybie.
Nagle słyszy kroki.
Powolne, niepewne. Przyspieszony oddech, strach. Schyla się, podnosi z ziemi
czerwoną skurzoną cegłę.
Ogarnięty szałem wypada
z cienia i uderza kobietę.
Już nie widać, kto pod
rzeką krwi się znajduje. Już nie wiadomo, jaki kolor oczu ten ktoś posiada.
Mężczyzna podnosi cegłę
i kantem zaczyna okładać ofiarę. Nikt nic nie widzi. Nikogo nie ma. Kobieta nie
żyje, morderca za chwile umrze.
Kiedy już jest
zaspokojony, rzuca narzędzie zbrodni za siebie.
Podnosi głowę, przez
chwilę napawa się widokiem zakrwawionej kobiety, odkrytych kości, rozszarpanej
twarzy. Pochyla się nad nią. Wdycha metaliczny zapach krwi. Pochyla się coraz niżej,
ciało zabitej okala jego twarz.
Zaczyna dusić się
ciepłą krwią, powoli, delikatnie. Z błogością opada bezsilnie.
*
Nienawidzę tej ulicy.
Przyprawia mnie…
O mdłości.
O pragnienie śmierci.
O pragnienie życia?
*
Uwaga, uwaga drodzy słuchacze! Oto wiadomość z
ostatniej chwili. W jednej z wąskich uliczek naszego miasta znaleziono
mężczyznę, który popełnił samobójstwo. Poszukiwana jest kobieta będąca
najprawdopodobniej świadkiem zajścia. Umiera. Ona umiera w kącie zakrwawionej
szaty, wsiąka w ziemię, niszczy tak drogie jej kwiaty i upragnione uczucie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz