poniedziałek, 8 grudnia 2014

IDZIEMY NA STRACENIE





IDZIEMY NA STRACENIE


Nienawidzę tej ulicy. 

- Czemu? Przecież jest tu dużo fajnych sklepów.

Po prostu jej nie lubię.

- Tak dla zasady?- śmieje się.

Szczerze jej nienawidzę. Przychodzę tu tylko by poczuć, że żyję.

- A masz jakieś wątpliwości, co do tego?- patrzy zaciekawiona.
 

Momentami.

Skręcam w ciemną uliczkę. Jest niezwykle wąska, przejść można tylko pojedynczo. Schylam się by nie uderzyć w zardzewiałą tabliczkę. Kobieta zwalnia kroku, coraz bardziej zostaje w tyle. 

- Nie idź tak szybko…- szepcze zdyszana.

Uliczka zaczyna być klaustrofobicznie wąska. Skręcam ramiona i biodra, by nie ocierać się o pokryte brudem metalowe blachy. Ściany budynków są w niektórych miejscach zwęglone.

Przyspieszam. Mój oddech zagłusza jej szept.

Biegnąc, odwracam się. Nikogo za mną nie ma, przy ścianie widać tylko dużą deskę pokrytą białą farbą. Głośno przełykam ślinę i zwalniam. Rozglądam się, czy przypadkiem na uliczce nie śpi jakiś bezdomny. Wysokie, stare budynki szczelnie okalają cieniem przestrzeń wokół mnie. 

Boję się. Jednak głód jest większy, przerasta strach. Cały się trzęsę, jak tylko o tym myślę.

Wolnym krokiem, bezdźwięcznie wchodzę za starą szafę. Nie mogę oddychać, cały mebel strasznie trzeszczy przy najmniejszych ruchu. 




Czekam…

Czekam…

Czekam…

Czekam…

Czekam…

Czekam…




Nadal jej nie ma. Nie słyszę przyspieszonego oddechu, nie widzę drżących warg. Czyżby się zgubiła? To niemożliwe, jest tylko jedna droga, w dodatku wąska. Ukryła się?



Wizja, które pojawia się w moim umyśle rozbija dotychczasowe myśli.



Ogarnięty złością, odpycha szafę. Zaciska zęby i rozrywa wilgotne drewno. 

- Gdzie się ukryłaś?!- mężczyzna krzyczy, uderzając pięścią o ścianę.

Tynk odpada, a kawałek farby przykleja się do rany na dłoni.

Odwraca się i biegnie. Niszczy wszystko, co mu przeszkadza. Pięść jest cała we krwi, drobne kawałki mięsa widnieją na zbitej szybie.

Nagle słyszy kroki. Powolne, niepewne. Przyspieszony oddech, strach. Schyla się, podnosi z ziemi czerwoną skurzoną cegłę.

Ogarnięty szałem wypada z cienia i uderza kobietę. 

Już nie widać, kto pod rzeką krwi się znajduje. Już nie wiadomo, jaki kolor oczu ten ktoś posiada. 

Mężczyzna podnosi cegłę i kantem zaczyna okładać ofiarę. Nikt nic nie widzi. Nikogo nie ma. Kobieta nie żyje, morderca za chwile umrze. 



Kiedy już jest zaspokojony, rzuca narzędzie zbrodni za siebie. 

Podnosi głowę, przez chwilę napawa się widokiem zakrwawionej kobiety, odkrytych kości, rozszarpanej twarzy. Pochyla się nad nią. Wdycha metaliczny zapach krwi. Pochyla się coraz niżej, ciało zabitej okala jego twarz. 

Zaczyna dusić się ciepłą krwią, powoli, delikatnie. Z błogością opada bezsilnie.




*





Nienawidzę tej ulicy.

Przyprawia mnie…

O mdłości.

O pragnienie śmierci.

O pragnienie życia?






 *




Uwaga, uwaga drodzy słuchacze! Oto wiadomość z ostatniej chwili. W jednej z wąskich uliczek naszego miasta znaleziono mężczyznę, który popełnił samobójstwo. Poszukiwana jest kobieta będąca najprawdopodobniej świadkiem zajścia. Umiera. Ona umiera w kącie zakrwawionej szaty, wsiąka w ziemię, niszczy tak drogie jej kwiaty i upragnione uczucie.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz