NO TITLE no title
BEZ TYTUŁU bez tytułu
Kiedy w końcu przestajemy histerycznie chichotać, mężczyzna
podchodzi bardzo blisko (za blisko) do kobiety i zaczyna coś szybko mówić
przyciszonym głosem. Nadal nie potrafię się opanować i teatralnie klepię się w
udo. Jednak powoli zaczynam dostrzegać coś, jakby roznoszące się opary
arszeniku w powietrzu. Atmosfera w przeciągu kilku chwil gęstnieje, mężczyzna
coraz szybciej wyrzuca z siebie słowa. Widzę tylko jak jego ślina pryska na jej
włosy, błyszczy w powietrzu i upada na delikatne brązowe kosmyki. Tak bardzo
chcę zobaczyć drżenie jej warg z obrzydzenia, szeroko otwarte, przerażone oczy.
Ale stoi odwrócona przodem do blatu. Nie widzę jej twarzy. Nic nie widzę.
- Już, już wyluzuj trochę.- odsuwa się od niego i śmieje się
rozbawiona.
Nie tego się spodziewałem.
- Nie pogrywaj sobie, wiesz co się stało ostatnim razem.-
zdejmuje szalik i patrzy na mnie podejrzliwie spod granatowego kołnierzu
płaszcza.
Facet wzdycha i siada naprzeciwko mnie. Wpatruje się w moje
nagie stopy, widać, że chce coś powiedzieć, ale nie do końca wie jak o to
zapytać. Chrząka, zasłaniając usta zgrabną dłonią. Na długich palcach zauważam
jakieś litery, może są to znaki.
- Joonie.- wskazuje na kobietę palcem, potem na siebie- Elko.
- Hę?- pytam zdziwiony.
- Imiona. Tak się nazywamy. A ty jesteś?- przeciąga się i
kładzie splecione dłonie na karku.
Dziewczyna przygląda się nam, dość dociekliwie. Chce wyłapać
każdy najmniejszy ruch, każdą literę i wypowiedzianą sylabę.
Nie podoba mi się ton, w jakim się do mnie zwraca. Jakbym był
jakiś molem, co wyżarł dziurę w jego ulubionej koszuli. Upośledzonym molem z
jednym czułkiem i urwaną lewą nóżką. Irytuje mnie to.
- Czemu chcesz to wiedzieć?
Unoszę lekko głowę w wyzywającym geście i piorunuję go
wzrokiem.
- Nie udawaj twardziela i mi powiedz.- uśmiecha się drwiąco.
- Nie chcę.
- Powiedz.- uśmieszek nie znika z jego twarzy.
- Nie chcę.
Irytuje mnie. Bardzo. Powiem mu, ale co wtedy? Zadzwoni na
policję by mnie zabrali?
- Nie zadzwonię po policję, po prostu mi powiedz.- kładzie
dłonie na stole.
Mimowolnie się czerwienię. Chyba go nie doceniłem.
- Linnelin Nemes. Ale mówią na mnie Lin.
Wycofuję się szybko, jeszcze zaczną coś podejrzewać.
- Lin. Ładnie.- zdaje się, że moja odpowiedź go uspokoiła.
Odchyla się na krześle i zamyka oczy. – Chociaż wiesz, to takie dziewczęce
imię. Pasuje do ciebie, Lin.
Wystrzelam z krzesła jak z procy. Jeden krok i jestem przed
nim. Wyciągam napięte palce w stronę gardła. Zaciskam dłonie na niezwykle
ciepłej i delikatnej szyi, ciągnę w górę, sekundę potem przyciskam do ściany
całą siłą. Zaczyna się krztusić, szamotać…
- Lin?
Jej drżący głos sprowadza mnie ma ziemię. Stoję, cały spięty.
Czyje pulsowanie w skroniach i słyszę głośny szum. Zaciskam zęby i patrzę na
jego uśmiechniętą twarz. Na te długie, jasne rzęsy i blond kosmyki. Na
zmarszczki wokół ust…
Upadam bezwiędnie na krzesło. On dobrze wie, co robię. Jak
zareaguję na każdy ruch. Niemożliwe, żebym był tak przewidywalny, tak bardzo
nieskomplikowany. Zna każdą moją kartę. No właśnie.
Uśmiecham się. Nie mam nic do stracenia, więc czego mam się
bać? Kładę powoli, jakby niepewnie dłonie na stole.
- Elko, Joonie.- podnoszę wzrok. Czekam aż łaskawie otworzy
jedno oko i skieruje je na mnie. Pod tym przeszywającym, ciemnym spojrzeniem
nic się nie ukryje.- Zabiłem go. Przyznaję się. Chciał zobaczyć, jak jego
czaszka pęka na milion kawałków. Ja tylko trzymałem kij.
Blondyn wstaje. Z kieszeni płaszcza wyjmuje paczkę jakiś
papieros i pudełko zapałek. Wkłada fajkę między wargi, a główką zapałki muska
bok szarego pudełeczka. Chwilę patrzy na drobne, niebieskie płomyki wokół
główki. Wkłada końcówkę papierosa w płomień, odczekuje kilka sekund i mocno się
zaciąga. Wypuszcza dym i mówi cicho:
- Wiem.
Dym unosi się powoli do sufitu tworząc nieznane mi dotąd
wzory. Zegar cicho odlicza czas, odlicza moje ostatnie godziny życia. Wszyscy
to wiemy, cisza, która nastała tylko tego dowodzi. Z daleka słychać radio, Spiker
cichym głosem komentuje sytuacje opisane w porannym wydaniu gazety. Nikogo
nieobchodzące relacje z różnych wydarzeń…ale i tak słuchamy. Daje nam to poczucie
monotonnej codzienności. Bezpiecznej, nudnej i zwyczajnie ludzkiej
codzienności.
„...mówi się, że Bóg nie mruga. Zawsze z powagą patrzy na
świat. Jednak w pewnym stopniu przypomina on człowieka. Czemu o tym wspominam?
Bo urodziłem się akurat wtedy, kiedy zamknął oczy. Nie wiem dlaczego, może coś
mu wpadło do oka? Kiedy jego powieki na ten ułamek sekundy opadły, moja matka płacząc
urodziła właśnie mnie. Płakała nie z bólu, ale dlatego, że wiedziała. Jestem
tylko cieniem. Cieniem samego Boga.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz