piątek, 24 października 2014

~Let’s forget about little dying star~ Rozdział 10 "Opętanie"





Kaszlę. Coś staje mi w gardle, zaczynam się dusić. Jednak za nim to do mnie dotrze, mijają godziny. Po chwili pojawia się panika, przerażenie. Otwieram oczy i biorę głęboki wdech. Nie mogę. Klatka piersiowa za szybko się kurczy, powietrze nie może wlecieć do płuc. Pochylam się na łóżku, głowę obejmuje dłońmi. Zakrywam uszy, usta mam zamknięte.
  
Ktoś wchodzi do pokoju, jednak nie mogę się podnieść. Nawet wzrok odmówił mi współpracy. Podbiega do mnie, klepie delikatnie po plecach, coś szepcze, coś krzyczy. Moje oczy się nie zamykają. Nie mrugam. Obraz jest rozmazany, kolory zlewają się ze sobą.

W moich ustach ląduje twarda bryła. Przegryzam ją z trudem na pół, potem rozdrabniam na mniejsze kawałki. Przełykam.

- Już w porządku?

Kobieta siada przy łóżku i bierze mnie za dłoń. Głaska koniuszki palców.

- Już tak.- mówię krzywiąc się. Tabletka była piekielnie sucha, smakowała jak karma dla psa.

- No to w porządku. – nie przestaje głaskać mojej dłoni.

Siedzimy przez chwilę w ciszy, ona nadal dotyka mojej ręki, a ja nadal bezsensownie się nie sprzeciwiam.

- Pewnie chcesz wiedzieć kim jestem?- pyta nie odrywając wzrok od dłoni.

Milczę, odpowiedź wydaje się oczywista.

- Moje prawdziwe imię to Ellsen F.Ankin. Wołają na mnie Sen. Nie wiem czemu, jakoś tak wyszło. 

Ucichła. Ścisnęła mój mały palec i przyjrzała mu się. 

- Jednak nie jesteś podobny do Jay’a. 

- Kogo?- zapytałem bez zastanowienia.

- Nie jesteś pierwszą osobą, która została wyrzucona z ziem. Tak w zasadzie jesteś 43.
 Poprzedni zbieg pokazał się tutaj 3 miesiące temu. W tym pokoju spał, choć zaledwie 2 dni. Potem umarł. Ale ty nie możesz umrzeć. Zielarka ci nie pozwoli, Los pochwala jej zdanie. Tym razem nie uciekniesz. Zostaniesz zbadany, każdy centymetr twojego ciała będzie nam znany, już nic na to nie poradzisz.

Cofam się. Ściana mimo moich błagań nie znika, nadal czuję ją na plecach. Ziemia się nie zapada. Kobieta odkłada moją dłoń na zimne prześcieradło.

- Nie martw się. Już tam nie wrócisz. Zbędne ziemie cię nie dosięgną, tego możesz być pewien. – wstaje i otrzepuje białą sukienkę z niewidocznych paproszków, ciemne włosy przeczesuje palcami. 

- Ja…już nie mogę tam wrócić.- szepczę.- Ona…zniszczyła moją latarnię.

Podchodzi do drzwi, delikatnie je uchyla.

- Nie liczysz się. Jeszcze żyjesz, więc latarnia przetrwała. Ale to nic nie znaczy. Nawet gdyby świat zniknął, gdybyś był świadkiem jego śmierci, to nie zginiesz.
Wychodzi z pokoju.

Zamykam oczy.

Nie liczę się? Skoro Zielarka nie chce mojej śmierci i zguby to coś znaczyć muszę. MUSZĘ. Latarni już nie ma. Możliwe, że jej nigdy nie było? Nigdy nie umrę. To jest pewne.

Otwieram oczy.

Powoli wstaję, odczepiam wszystkie rurki od nadgarstków. Dotykam zimnej podłogi, wychodzę z pokoju. Biały korytarz ciągnie się niezmiernie długo… Idę i idę, wszystko jest takie same. Docieram do końca.

Szklane drzwi rozsuwają się na boki. Kilkoro ludzi w białych kitlach siedzi na krzesłach wokół stołu, trzy osoby na mój widok zrywają się i coś krzyczą.

Ona mnie ochroni. Teraz, zawsze.
 
Mężczyzna o elektryzująco niebieskim spojrzeniu łapie mnie z tyłu za kark.

Nic nie czuję, odwracam się do niego.

- Choć teraz mnie nie widać, zawsze tu byłem. Latarnia zniszczona, Zielarka w rozterce- uciec z Gwiazdą czy zostawić swe serce?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz