piątek, 25 kwietnia 2014

Qwest in dying world, rozdział 2 "Nowa pacjentka"



 
Qwest in dying world, rozdział 2
 


- Niestety ze względu na pańską chorobę, przypisanie leków uspakajających nic nie da. Powiem więcej, dla pana było by to wydawanie pieniędzy w błoto. Rozumie pan?

Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na mnie mętnymi oczami.

- Naprawdę nie żartuję. Proszę udać się do pielęgniarki w pokoju 303 i dać jej…- wyrwałem kartkę z małego notesiku z uśmiechniętą starszą panią trzymającą jakąś tabletkę i napisałem na jej twarzy krótką notatkę-…to.


Mężczyzna wstał i powolnym krokiem wyszedł z gabinetu. 

Westchnąłem. Szczerze nie lubię tej pracy. Obcowanie z ludzi, których rodzina zginęła w wypadku, czy też poprzez morderstwo, napawa mnie wstrętem do społeczeństwa. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić osoby bogatej i zdrowej, która pomaga jakiemuś nieznanemu choremu. Pewnie dlatego zarabiam małe, acz wystarczające mi na życie pieniądze. 

- Dzień dobry panie Qwest. Kiedy ma pan następnego pacjenta? –kobieta w koczku i białym kitlu weszła do pokoju. Następnie oparła się o framugę drzwi i uśmiechnęła.

Szybko przeczytałem jej grafik, przez krótką chwilkę pogadaliśmy o pogodzie, a następnie pożegnałem się mówiąc „przepraszam, mam coś ważnego do załatwienia”. Oczywiście, miałem okienko. 

- Ach…rozumiem. Nie miałby pan nic przeciwko, gdybym przyszła jeszcze do pana dzisiaj wieczorem?- zapytała trzepocząc rzęsami.

Sorry, ale n i e, przeszkadzasz mi w pracy.
- Oczywiście- uśmiechnąłem się.
Kobieta ta ma na imię Asali Whinner. Nadzoruje pracę, a przy tym irytuje i przeszkadza. Tylko czeka, aż komuś puszczą nerwy i ją wyrzuci z gabinetu. Wtedy ona wyrzuci tę osobę z pracy. Ostatnio czepiła się mnie, co mi osobiście nie pasuje, ale nie mogę z tym nic zrobić. Jestem jak więzień- podlegam ciągłej obserwacji. Jestem jak skazaniec- ciągle w zamknięciu. Różnica jest tylko jedna- ja mam to zamknięcie wewnątrz siebie. 
- Cześć Andrew. Dasz mi kartę Emilly Johnson?- mijając recepcję usłyszałem.
- Mogę. Po co ci?- podszedłem do blatu i wychylając się spojrzałem w oczy rudej recepcjonistce.
- Nie pytaj się po co tylko rusz dupę i przynieś te cholerne papiery.

Na chwilę podniosła wzrok znad monitora i ponagliła mnie swoim zielonym spojrzeniem. Mocno kliknęła spację, a drukarka zaczęła pracować.
- No pospiesz się!- warknęła w moją stronę widząc, że się nie ruszam.
Przyniosłem papiery i grzecznie usiadłem na krześle przy recepcji. Dla zabicia czasu pogawędziłem z ładną psycholożką w obcisłym białym topie i jej śliczną koleżanką, które akurat przechodziły obok. Tuż po ich odejściu recepcjonistka dała mi plik papierów.
- Andrew, to są materiały dotyczące twojej przyszłej pacjentki Sally Möller. Jak wiesz, nasza poradnia współpracuje z policją, więc przebieg pierwszego spotkania będzie nadzorować osoba zajmująca się śledztwem.
- Hmm…- przerzuciłem kilka kartek- A co się stało z jej rodziną? Z reguły rozeznanie* obserwuje matka lub ojciec.
- Zobacz stronę numer sześć. Tam masz wszystko napisane, a teraz zjeżdżaj mam masę roboty- kobieta wstała i głośno stukając obcasami oddaliła się.
Odłożyłem plik papierów na blat i odnalazłem właściwą stronę. Przeczytałem kilka linijek.



"Ojciec (Bob Möller), matka (Jassie Möller) oraz siostra (Felicia Möller) zostali zamordowani w rodzinnym domu letniskowym w dniu 04.08.2010. Sprawca nie zostawił żadnych śladów. Jedynym świadkiem mogła być Sally Möller, która podczas masowej rzezi ukrywała się w szafie. Morderstwo było wyjątkowo brutalne, ofiarom wyrwano dwa przednie zęby, paznokcie z lewych dłoni i zrobiono trzy nacięcia ostrym przedmiotem na tętnicy udowej oraz wspólnej szyjnej. Na ścianie, pod którą leżały ciała, znajdował się napis „KU CHWALE WIECZNEJ SPRAWIEDLIWOŚCI”."



Zamarłem. Pamiętam jak wypisywałem na ścianie czerwonym sprejem ten cytat. Pamiętam, że łzy ograniczały mi widoczność, że krew na dłoniach krzepła. Czułem się na skraju załamania. Na skraju straty kontroli nad oddechem dziewczyny. Nie mogłem zaakceptować tego czynu, mój umysł nie pojmował, że wyssałem życie z najlepszej przyjaciółki. Że doprowadziłem do jej śmierci. 




CZUŁEM JAK SZALEŃSTWO WYCIEKA POZA MOJE CIAŁO

SZALEŃSTWO, KTÓRE NIGDY NIE POWINNO UJRZEĆ ŚWIATŁA

WYŚLIZGNĘŁO SIĘ Z CIEMNEJ NORY

I ZOBACZYŁO SŁOŃCE

I NADAL JE WIDZI.


to jeszcze nie koniec...









* tak Andrew nazywa pierwsze spotkanie z pacjentem (wszystkie przypisy pochodzą od 
autorki)
  

I krótka wiadomość na koniec rozdziału~!
Odcinki będą pojawiały się częściej niż dotychczas. Zachęcam do komentowania- wytykanie błędów ortograficznych etc. jest wskazane ;)

 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz