Więc umarłem w najszczęśliwszym momencie swojego życia. Porzuciłem wszystko, zapomniałem o wszystkim. Umarłem wśród ciszy i wśród blasku świec.
czwartek, 10 lipca 2014
Komentujcie~! Wyrażajcie swoje opinie!
Poniższe obrazki pochodzą z 7 rozdziału mangi Yumemiru Taiyou. Autorką jest Takano Ichigo, a poniższe obrazki mają na celu tylko i wyłącznie promowanie mangi. Tekst w dymkach został stworzony przez autorkę bloga, nie ma nic wspólnego z fabułą mangi. Czytamy od prawej do lewej, tak samo jak mangę.
wtorek, 8 lipca 2014
~Let’s forget about little dying star~ Rozdział 5 „Who we are? Are we alive?"
"Zielarka wstała. Obudziła się i krzycząc
wezwała Los. A on rozkazał jej zniszczyć zbędne zimie. Niepostrzeżenie, cicho
tak by nie budzić potworów...?"
Otworzyłem oczy. Ciemność. Znowu.
Nie mogłem się ruszyć. Poprzednio, spadając z
latarni nic nie czułem, a teraz na samą myśl o tym ogrania mnie strach i
panika. Odkąd zobaczyłem zbędną warstwę,
która chwilę potem została zniszczona, miałem wrażenie jakbym był do niej przywiązany.
Nie ciałem ani umysłem, bardziej faktem, iż widziałem jak umiera.
Boję się żyć. Ale nie
potrafię umrzeć.
Obok mojego domu był mostek.
Drewniany, gdzieniegdzie porastał go mech. Łączył jeden brzeg z drugim,
jednocześnie oddzielał od siebie dwa światy. W pierwszym byłem ja i moja
rodzina, na drugim brzegu osiedliła się bogata rodzina z dwojgiem dzieci i
uroczym psem. Od czasu do czasu słyszałem krzyk z jednego pokoju. Bardzo głośny
krzyk przesiąknięty bólem i czymś jeszcze, jakby niedowierzaniem zmieszanym z
pragnieniem poddania się, zostawienia wszystkiego w tyle. Wtedy myślałem, że
sobie to wszystko wyobrażam. Moja matka tylko bladła, kiedy o tym wspominałem,
ojciec zakrywał twarz gazetą i zmieniał temat.
Pół roku po wprowadzeniu się
sąsiadów, przez przypadek kopnąłem bardzo mocno piłkę leżącą w ogródku, a ta przeleciała
nad mostkiem i zatrzymała się w różach przy ogromnym domu.
Podnosząc piłkę, zahaczyłem lewą
dłonią o kolec jednej z róż. Wciągnąłem powietrze i szybko się wyprostowałem.
Okno zamknęło się z trzaskiem. Patrząc w szybę widziałem dziesięcioletnią dziewczynkę.
Białko jej lewego oka było czerwone,
pod spodek widniał ogromy fioletowy siniak. Policzki miała opuchnięte, z kącika
wargi ciekła cienka strużka krwi. Czoło zasłaniał gruby, przesiąknięty krwią
bandaż. Widząc mnie, odskoczyła od parapetu i kulejąc uciekła za drzwi. Jedną
nogę pokrywała zakrzepła krew, drugą dziwnie powłóczyła po ziemi.
Następnego dnia w rzeczce pod drewnianym mostkiem
mój ojciec znalazł ciało nieżywej dziewczynki.
Śledztwo wykazało, że została dotkliwie pobita, a
następnie uduszona.
Jednak najgorsze było to, że sprawca najpierw połamał
jej nogi i ręce, a potem podduszał w strumyku. Nie zabił jej, ona konała w
rzeczce.
Tamtego dnia nie usłyszałem już krzyku.
*
Przez miesiąc chodziłem jakby nieobecny, ale szybko
wróciłem do siebie. Sąsiedzi zniknęli, zostawili tylko po sobie pieska.
Przygarnąłem go, ale okazało się, że jest chory i szybko zdechł.
Wszyscy
się dziwili, że tak szybko dochodzę do siebie. Nazywali mnie dzielnym i
chwalili.
A
w nocy trząsłem się ze strachu przed śmiercią. Nikt nie widział jak bardzo moje
psychika została naruszona. Nikt nie wiedział jak bardzo chciałem przestać
cokolwiek odczuwać. Nikt nie wiedział, że mi się to udało.
Subskrybuj:
Posty (Atom)